FELIETON | Tenis i inne zjawiska pogodowe
Turniej tenisowy jest jak pogoda… zawsze jakiś jest, z tym że raz lepszy raz gorszy. Nieprzewidywalna pogoda z kolei potrafi nieźle popsuć szyki najlepszym tenisistom. Związek pomiędzy pogodą i tenisem jest niezaprzeczalny, do tego stopnia, że można go odczuć siedząc we własnym salonie i oglądając Turniej w Monte Carlo.
Nie ukrywam, że zapaliłam się do oglądania rozgrywek jeszcze
bardziej po sukcesach Polaka w Ameryce… piękne czasy nadeszły dla nas kibiców.
Wygodnie usadowiłam się więc aby zobaczyć triumf rodaka na mączce w Monako.
Przyjemnie będzie popatrzeć jak uciera nosa milionerom, pomyślałam. Zamiast
tego jedyne co zobaczyłam to deszcz, przerwy
i puste korty, nie mówiąc o trybunach. A to przecież dopiero pierwsza runda!
Gdzie te czasy gdy zjawiska pogodowe miały na tyle taktu, żeby dodawać
dramaturgii w kluczowych momentach? Przerywać mecz pierwszego dnia turnieju to
każdy potrafi, tylko po co? Deszcz w trakcie półfinałowego pojedynku Marii
Sharapowej i Lindsay Davenport na Wimbledonie, to co innego. Te wydarzenia się
pamięta. Wiatr wiejący z taką mocą podczas US Open, że ani Federer ani Agassi
nie są w stanie trafić piłką w kort, to jest ciekawe. 42 stopnie Celcjusza w Australii
gdy Juan Martin del Potro mówi, że „woli takie spotkania oglądać w telewizji”… czyli
zupełnie jak ja.
Na tych przemyśleniach zleciał tenisowy poniedziałek,
zawodnicy nie wrócili do gry, a w Monte Carlo, jak przystało na światową
stolicę hazardu, jedyne co można było zrobić to obstawić kiedy mecze zostaną
wznowione.
We wtorek cała procedurę rozpoczęłam od nowa, ale gdybym
obstawiła, że mecz zacznie się zgodnie z zapowiedziami o 11.00, to bym
przegrała. Rozsiadłam się, włączyłam telewizor, Polaka ani widu ani słychu. Z
zainteresowaniem wysłuchałam informacji o tym jak niebezpieczna może być mokra
mączka i rozpoczęłam wyczekiwanie na mecz Hurkacz-Fabbiano. Kurtuazyjne rozmowy o pogodzie nabierają
innego znaczenia gdy odbywa się turniej i wszystko może wisieć na włosku, a
dokładniej na jednej złej prognozie. W Monte Carlo też wszyscy jakby z
niepokojem i pokorą patrzyli w niebo, ale dźwięczny głos Komentatora rozwiał
nie tylko chmury, ale i wątpliwości: „dziś aura rozpieszcza tenisistów” - powiedział
Tomasz Lorek i miał rację. Trzask prask i Hubert Hurkacz, jako pierwszy polski
tenisista od 1985 roku (ktoś pamięta jaka wtedy była pogoda?), wygrał meldując
się w kolejnej rundzie.
I znów trzeba zaklinać deszcz.
*foto :: Wimbledon 2004 gdy Maria Sharapova niespiesznym krokiem "zmywa się" z kortu w trakcie półfinału z Lindsay Davenport (nie muszę zapewne dodawać, że ten deszcz zmienił przebieg meczu, a 17 letnia Rosjanka po powrocie na kort pokonała Amerykankę)
Komentarze
Prześlij komentarz